Zespół dworsko-parkowy w Leszczynku, w którym obecnie mieści się Centrum Kultury Gminy Kutno, to miejsce bardzo ważne dla mieszkańców regionu. W latach 1946-2001 znajdowała się w nim szkoła podstawowa. Po II Wojnie Światowej integracja lokalnej społeczności następowała między innymi przez udział w wielu wydarzeniach kulturalnych, których inicjatorem była szkolna społeczność. O tym jak wyglądała edukacja po 1945 roku oraz o swoich wspomnieniach ze szkolnych lat opowiedzieli absolwenci Jadwiga Kowalczyk, Kazimiera Kosmala, Ryszard Sawicki oraz Marian Zawierucha.
„Dworek w Leszczynku po zakończeniu wojny w 1946 roku był przeznaczony na szkołę podstawową. Tak rozkład sal, jak i wygląd zewnętrzny nie bardzo nadawały się do prowadzenia zajęć lekcyjnych.
Dawny dom właścicieli ziemskich dostosowany był do życia rodziny. W pewnym stopniu został też zmieniony przez mieszkającą w czasie wojny rodzinę pochodzenia niemieckiego.
To, w jaki sposób prowadzone były lekcje, szczególnie w pierwszych dwóch latach po wojnie, dzisiaj trudno sobie wyobrazić. Klasy liczyły po 50 osób. W największej sali położonej od strony południowo-wschodniej uczyły się dwie klasy równocześnie – w sumie cztery rzędy ławek, po dwa rzędy każdej klasy. Nauczyciel prowadził przez pół godziny zajęcia z jedną klasą, potem podawał zadanie do odrobienia i zaczynał prowadzenie „głośnej lekcji” z następną klasą.
Trzeba pamiętać, iż po wojnie była liczna grupa młodzieży, która przed jej wybuchem ukończyła po kilka klas. Młodzież ta, nieraz już pełnoletnia, przerabiała nawet dwie klasy w jednym roku szkolnym.
Już od roku 1948 naukę rozpoczynały dzieci w normalnym wieku szkolnym. Szkoła podstawowa była w tym czasie 7-klasowa.
Pierwszymi nauczycielami po wojnie byli: Antoni Król – kierownik szkoły, Helena Zbierajewska, Stanisława Ludwiczak, Stanisław Sieczkowski i pan Kocira, który przyjeżdżał na zajęcia z wychowania fizycznego, był również instruktorem w innych szkołach.
Wraz z upływem czasu pomieszczenia szkolne były dostosowywane do prowadzenia zajęć lekcyjnych. Mimo tak trudnych warunków lokalowych, w szkole oprócz nauki, były też urządzane przedstawienia z okazji różnych świąt państwowych, czy jasełka na Boże Narodzenie. Organizacją przedstawień zajmowała się pani H. Zbierajewska, natomiast stroną muzyczną pani S. Ludwiczak, która doskonale grała na skrzypcach.
Przez jakiś czas w okresie wakacyjnym organizowane były półkolonie, w których udział mogli brać zainteresowani nimi uczniowie.
Nawiązując do zewnętrznego wyglądu dworu – wejście do budynku było przez taras od strony parku. Wspomniany taras został wyburzony w czasie przebudowywania pomieszczeń. Od strony wjazdu z drogi było jedno wejście, z czasem zrobiono drugie z prawej strony. Otoczenie budynku było bardzo zadbane. Dużą zasługę miała w tym pani Helena Zbierajewska. Była ona
w tym czasie jedynym nauczycielem, który miał ukończone seminarium nauczycielskie.
Przy zejściu w kierunku stawu poszczególne klasy uprawiały kwiaty na rabatach, dzięki temu aleja była bardzo kolorowa. Park był porządkowany wiosną każdego roku. Rosły w nim ciekawe drzewa i krzewy.
Przez jakiś czas w parku odbywały się loterie i zabawy organizowane przez Ochotniczą Straż Pożarną.
Na terenie parku znajdowały się trzy stawy połączone kanałem. Po jednej stronie była aleja grabowa.
Z przekazu osób, które w końcu XIX wieku kupiły ziemie z majątku Leszczynek dowiedziałam się o historii powstania wyspy na największym stawie. Otóż jeden z właścicieli miał ulubionego psa, kiedy zwierzę ze starości padło, kazał usypać wyspę i tam zakopać swojego ulubieńca.
Kolejna opowieść, co prawda nie dotyczy Leszczynka, ale jest związana z powstaniem nazwy sąsiedniej miejscowości. Jeden z dziedziców często używał słów wola Boża i kiedy doszło do sprzedaży części majątku obejmującej tą miejscowość nadano jej nazwę Boża Wola.
Na początku lat 50-tych miało miejsce dość intrygujące wydarzenie. Do parku samochodem przyjechali mężczyźni, którzy twierdzili, że będą dokonywać pomiarów odległości budynków szkolnych od drogi, ujęć wodnych itp. W czasie przerwy widzieliśmy jak rozstawiali tyczki
i dokonywali pomiarów przy kamiennym parkanie. Kiedy po lekcji wyszliśmy na kolejną przerwę owych mężczyzn już nie było, ale któryś z uczniów zauważył, że w parkanie pojawiła się spora dziura. Powstała ona po wykruszeniu kilkunastu kamieni z parkanu. Żadnych wyjaśnień odnośnie tego wydarzenia nie otrzymaliśmy. Przypuszczaliśmy, że w murze mógł być schowany jakiś cenny pakunek.
Warto też wspomnieć, że w Leszczynku, już w tym czasie odbywały się wydarzenia kulturalne. W okresie międzywojennym istniało Koło Młodzieży – możliwe, że nazwa, którą pamiętam jest niepełna. To koło zajmowało się organizacją przedstawień na terenie powiatu, zbierając dzięki temu fundusze na rozbudowę remizy strażackiej. Wystawiane sztuki dotyczyły różnych uwarunkowań między dworem a wsią, jak też zalotów młodego dziedzica do uroczej wiejskiej dziewczyny. Nie wyzbyła się ona swojej wieśniaczej dumy i jej odpowiedź na zaloty brzmiała dobitnie: „Nie wyjdę ja za dziedzica, boś mi wiejska chata miłą. Miłe mi są wiejskie sztuki. Jak w sukmanie babcia żyła, tak w sukmanie pomrą wnuki.”
Ówcześni aktorzy przemieszczali się podstawianym przez sołtysów transportem konnym.”
Jadwiga Kowalczyk
„Naukę rozpoczęłam w 1949 roku. Nasz nauczyciel nazywał się Sieczkowski, był to bardzo młody człowiek, pracę przerwał z powodu powołania do wojska. Po wojsku do etatu nauczyciela
w Leszczynku już nie powrócił. W tamtym czasie kierownikiem był pan Antoni Król.
Szkoła mieściła się w dworze, w którym oprócz sal lekcyjnych znajdowały się również mieszkania nauczycieli. Pamiętam jeszcze istniejące obok dworu zabudowania gospodarskie.
Do klas uczęszczali uczniowie w różnym wieku, było kilkoro starszych, którzy kontynuowali naukę przerwaną wybuchem II Wojny Światowej. Ci uczniowie w pewnej chwili nie mogli być już
z danym rocznikiem i dalszą opiekę nad nimi sprawował pan Kocira, zajmował się on w szkole zajęciami sportowymi. W dworze funkcjonowała także tak zwana ochronka, były tam dzieci, które nie rozpoczęły jeszcze edukacji szkolnej, nauczycielką była tam pani Sadłowska. Mieliśmy lekcje między innymi z języka polskiego, matematyki, geografii, biologii oraz zajęcia praktyczne z prac ręcznych. Często w ramach zajęć praktycznych pomagaliśmy okolicznym gospodarzom przy zbiorach owoców. Przez jakiś czas każdego dnia przed rozpoczęciem zajęć odmawialiśmy modlitwę, później z uwagi na niestosowne zachowania starszych uczniów z praktyki tej zrezygnowano.
Warunki panujące w budynku były ciężkie. W salach lekcyjnych zajęcia miały równolegle dwa oddziały. W okresie zimowym w pomieszczeniach było bardzo zimno, musieliśmy siedzieć
w kurtkach, czapkach i szalikach.
Kierownik był bardzo wymagający, jak czegoś nie zrobiliśmy to zostawiał nas po lekcjach w sali
i zamykał drzwi na klucz. Któregoś razu byliśmy bardzo głodni i uciekliśmy przez okno, została tylko jedna koleżanka, która nie chciała z nami iść. W grupie rówieśniczej występują różne typy osobowości, dla mnie wspomniana koleżanka była taką osobą, która raczej na kolegów wolała skarżyć, niż przyłączyć się do ich psot. Z tego też powodu uczniowie często jej dokuczali. W pamięci mam przykre zdarzenie kiedy to jeden z chłopców zachował się w stosunku do niej bardzo nagannie. Za jego zachowanie cała grupa musiała zostać po lekcjach, mieliśmy również obniżone oceny ze sprawowania.
Przypomina mi się również taka anegdota związana z kierownikiem. Oprócz tego, że był wymagający uczył nas dbałości o czystość. Jego zdaniem obuwie powinno lśnić i przykładał dużą wagę do tego jak wyglądało nasze. Niestety pewnego dnia, po dokonaniu czynności gospodarskich przyszedł na lekcję nie zwróciwszy uwagi w jakim stanie są jego buty. Wywołało to u nas śmiech. Od tamtej pory przestał zwracać uwagę na stan naszego obuwia.
W szkole organizowane były imprezy z różnych okazji, często brał w nich udział pan, który grał na akordeonie. Przyjeżdżało również nieme kino, wyświetlane były obrazy, do których komentarz robił prowadzący.
Na zakończenie, jako ciekawostkę opowiem o inicjałach wyrytych w korze dębu rosnącego obok dworu. Są to inicjały Napoleona Bonapartego, podobno ich pojawienie się na drzewie związane było z jego obecnością w parku. Jeszcze kilkanaście lat temu były widoczne.”
Kazimiera Kosmala
„Szkołę rozpocząłem w 1949 roku. W tym czasie zajęcia lekcyjne odbywały się równolegle
w dworze oraz w budynku, w którym szkoła mieściła się przed wojną. Obok dworu był budynek mieszkalny. Dopiero z czasem jak ludzie się wyprowadzali, pomieszczenia stopniowo adaptowano na sale lekcyjne, najpierw na dole, później na górze. Uczniowie byli w różnym wieku, oprócz nas dzieci, byli dorośli, którzy naukę musieli przerwać z powodu wybuchu wojny.
Moją nauczycielką była pani Zbierajewska, traktowałem ją jak matkę. Kochaną nauczycielką była. Ona zawsze uczyła nas prawdy. Historii uczył nas kierownik szkoły, pan Król. Wiadomo, jak wyglądało dawniej nauczanie historii, po latach okazało się, że wiedza zdobyta w szkole mija się
z prawdą. Pani Zbierajewska urodziła się koło Nowogródka na Litwie, ona zawsze opowiadała nam o prawdziwych wydarzeniach.
Lekcje mieliśmy początkowo sami, później klasy były łączone.
W szkole działało harcerstwo. Ja byłem zastępowym, później drużynowym. Prowadziła to pani Piątkowska, ona była chyba najmłodszą z nauczycielek. Mieliśmy werble i fanfary. Robiliśmy potańcówki, wystawialiśmy przedstawienia, mieliśmy zawsze pełną salę publiczności. Co roku całą szkołą chodziliśmy do lasu do Strzegocina. Tam robiliśmy ognisko, śpiewaliśmy piosenki, jeden
z kolegów grał na harmonii. Bawiliśmy się w podaj hasło czy w podchody.
W szkole działała też biblioteka, w mojej ocenie była ona bardzo dobrze wyposażona. Prowadziła ją pani Zbierajewska, do tej pory o tej nauczycielce mam bardzo dobre wspomnienia. To właśnie pani Zbierajewska wciągnęła mnie w czytanie. Byłem liderem w ilości przeczytanych książek. Bardzo lubiłem i nadal lubię czytać. W V klasie miałem już przeczytaną „Trylogię” Sienkiewicza. Czytałem także Żeromskiego, Prusa, Kraszewskiego.
Ze szkoły pamiętam również wycieczki do Płocka i do Łodzi. Przez pewien okres wystawialiśmy sztuki teatralne „Damy i Huzary” oraz „Chatę za wsią”. Jeździliśmy z nimi gościnnie do różnych miejscowości. Reżyserem tych przedstawień był pan Wiśnicki.
Czas szkoły był beztroski, bawiliśmy się dużo, robiliśmy psoty. Działo się wiele rzeczy, czasem śmiesznych, czasem niebezpiecznych. Dawniej rodzice nie pilnowali co robią ich dzieci, a my mieliśmy dużo pomysłów. Pewnego razu z chłopakami znaleźliśmy taśmę od karabinu maszynowego i postanowiliśmy wrzucić ją do ogniska, było to bardzo niebezpieczne, dobrze, że nikomu się nic nie stało. Takich anegdot pamiętam kilka. Była sytuacja, że jeden z uczniów wpadł do studni, zrobiła się wrzawa, wołają, że Król wpadł do studni, a było trzech braci. Udało się go stamtąd wyciągnąć. Na szczęście siedział w kuble do nabierania wody i oprócz zadrapań nie odniósł żadnych obrażeń. Było wezwane pogotowie, ja nawet z nim tą karetką pojechałem. Pamiętam również inną historię, zimą jak stawy zamarzały lubiliśmy się tam bawić, chodziliśmy na ślizgawkę, czasem braliśmy kije i kamień i graliśmy. Staw był zarybiony, dlatego w lodzie wykuwano przeręble. Pewnego razu jeden z kolegów nie zauważył takiego właśnie przerębla
i wpadł do wody. Nasza nauczycielka była wtedy bardzo przestraszona.
Kiedyś to były inne czasy, ludzie byli inni.”
Ryszard Sawicki
„Szkoła w Leszczynku istniała od 1911 roku. Wybuch I Wojny Światowej spowodował jej rozwiązanie. W 1915 roku została ponownie otwarta i działała w lokalu najmowanym od jednego
z gospodarzy. W 1922 roku przystąpiono do budowy budynku z przeznaczeniem na szkołę. W tej lokalizacji działała do 1946 roku, z tym wyjątkiem, że w czasie okupacji lekcje odbywały się jedynie dla dzieci pochodzenia niemieckiego. Od 1946 roku została przeniesiona do dworu. Kierownikiem po wojnie był pan Antoni Król, nauczycielami byli: H. Zbierajewska, S. Ludwiczak i pan Kocira. Powstała drużyna harcerska prowadzona przez Jana Kukułę. W tamtym czasie nauczano nas m.in.: języka polskiego, matematyki, historii, fizyki, chemii, geografii, języka rosyjskiego, wychowania fizycznego, rysunku, prac ręcznych i śpiewu. Przy szkole funkcjonował zespół taneczny organizowany przez panią Ludwiczak. Jego członkowie musieli posiadać własne stroje. Działało też koło teatralne, przedstawienia odbywały się w szkole oraz w remizie strażackiej. Oprócz tego dzieci sadziły świerki, każdy uczeń odpowiedzialny był za swoje drzewo.
W ramach ciekawostki wspomnę o karach, jakie były stosowane za niegrzeczne zachowanie. Pierwsza to pokładanka – rozciągnięcie ucznia na ławce i wymierzenie mu kary chłosty. Drugą karą było klękanie w kącie sali i trzymanie nad głową wiklinowego kosza na śmieci.”
Marian Zawierucha
Opracowanie: Daria Paluchowska